niedziela, 1 stycznia 2017

O marzeniach i celach na Nowy Rok

To będzie historia o cudach i spełnionych marzeniach. 

(Wiem, że średnio piszę, napięcie akcji nie rośnie, ale to jest historia z przesłaniem).

Na drugim roku studiów bardzo chciałam pojechać. Gdzieś. Mama podsunęła mi pomysł, że może jakiś kurs językowy po inżynierze lub coś w tym stylu. Szukałam, a to Australia, a to Nowa Zelandia. O, to brzmi egzotycznie. Wpisałam kraj do google i pierwszy raz w życiu szczęka opadła mi tak, że Nowa Zelandia została  już w głowie. 

Wysłałam parę mejli do jakiś tam biur organizujących takie wypady. Pani odpisuje, że trudno do NZ się dostać, trzeba spełnić dużo wymagań itp. Lepiej jechać do Australii, prościej, łatwiej i ogólnie cud, miód i malina. Ale ja chciałam do Nowej Zelandii i żadna Australia mnie nie przekona. 

Jednak nie widząc wtedy żadnej szansy na wyjazd do Nowej Zelandii, marzenie odłożyłam na później. Zostałam w Polsce, zrobiłam magistra, jak przykładny młody człowiek.

Aż nagle ogarnęłam to, że do Nowej Zelandii mamy wizy "Zwiedzaj i Pracuj" i  jak wygram "loterię", czyli, że będę bardzo szybka w wypełnieniu wniosku i zaklepię sobie miejsce jedno ze 100, to pojadę. I zobaczę owce, kiwi, fiordy i Bóg wie co tam jeszcze. Tak się zajarałam tym pomysłem, że przekabaciłam moje dwie koleżanki na Nową Zelandię. 

18 lutego kupiłam szampana (by celebrować zwycięstwo), bo wtedy miała otworzyć się aplikacja dla Polaków, rozłożyłam się na krześle i czekałam na godzinę 0. Jakie było moje zdziwienie, gdy po 30 minutach od otwarcia aplikacji (tyle zajęło mi wypełnienie wniosku) nie było już miejsc wizowych, bo rozeszły się one w 10 min. Zdziwienie było takie, że pierdolnęłam tego szampana w kąt i nawet nie miałam siły się popłakać. Marzenia poszły w pizdu, obraz porażki przed oczami był ogromny.

Miesięczna depresja poskutkowała tym, że porobiłam szybko wszystkie projekty na studiach, wykreśliłam autostrady, lotniska, ogólnie był to dobry czas naukowy. Jak nigdy.  Ale dla mojej psychy nie.

Jednak pewnego pięknego wieczoru, sprawdziłam, tak dla hecy, czy może jest jakiś błąd na stronie aplikacji i może są jeszcze jakieś miejsca. I o dziwo było!!!!  Ręce mi się trzęsły przy wypełnianiu wniosku wizowego, numer karty płatniczej mylił mi się wielokrotnie. Ale udało się, wysłałam aplikację, zapłaciłam za nią i zostało tylko czekać na mejla, że to błąd systemu. Całe szczęście okazało się, że to nie błąd i miejsce faktycznie było moje, zaklepane. A dlaczego? Bo poprzedni aplikant nie wysłał na czas dokumentów medycznych itp, więc automatycznie zwolniło się miejsce, bo on je stracił. 

Wtedy uwierzyłam, że marzenia się spełniają, jeżeli bardzo tego chcesz!


                     
 By tego było mało, "wysiedziałam" jeszcze przed monitorem komputera dwie takie wizy dla moich koleżanek, więc magia, czarodziej, JEDZIEMY!!!!!!

I tak o to moi drodzy, jeżeli założycie sobie jakiś cel w życiu, czy teraz, czy później czy kiedykolwiek, i bardzo będziecie tego chcieli, prędzej czy później to się spełni. Wierzę w to z całego serca, bo Nowozelandzka historia to potwierdza.



Co do celów na Nowy Rok. Nie robię żadnej listy, bo mam tysiąc pomysłów na minutę i nigdy nie wiem, co mi jeszcze do łba strzeli. Wiem tylko, że mam wizę "Zwiedzaj i Pracuj" do Kanady, i z pewnością pojadę tam, by dorobić się dolarów na moje postrzelone pomysły i podszkolić angielski.

Największym moim marzeniem i celem jest być szczęśliwą, spełnioną i spokojną wewnętrznie całe życie, co i Wam z całego serca życzę!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz