sobota, 7 marca 2015

Po przygodę w nieznane.

Mieszkając i pracując w Te Anau, marzy nam się wiatr we włosach na jakimś szlaku, piwo w łapie i spanie w namiocie w otoczeniu sandfly'ow, muszek o których wspominałyśmy post wcześniej. Na daną chwilę planujemy następny trip i wspominamy to, co się działo ponad już (o matko, jak ten czas leci) miesiąc temu. A działo się dużo. Jak na nasz chaos życiowy przystało, kupiliśmy danego dnia rumaka srebrnego  w Picton i pognałyśmy w nieznane, szukać doznań mocniejszych (przygodę i szczęście już znalazłyśmy:)). Doznania były,  utrzymywały się one w granicach lekkiego absurdu (albo i nawet poza granice się wydostały).

Tego samego dnia gdy zakupiłyśmy samochód, wsiadłyśmy za kierownicę i uczyłyśmy się jazdy po lewej stronie. Dwie godziny pod górkę, zero przygotowania. Jednak po tygodniu podroży, śmiało możemy stwierdzić, że  mistrzynie kierownicy z nas, oczywiście przy automacie :D. 

Tysiące kilometrów przejechanych, miliony uśmiechów, kilka łez (widoki Nowej Zelandii doprowadzają czasami do pozytywnego  płaczu) i jeszcze biliony wspomnień. 

Zdjęć mamy mnóstwo, te poniżej dotyczą trasy Picton-Tasman-Hokitika (w Hokitika kupiłyśmy aparat, wiec to wydarzenie podzieliło nasz wyjazd na dwa etapy, część zdjęć z trasy-tablet, część z aparatu :)). 

Zazwyczaj spałyśmy na campingach, trochę na dziko, tam gdzie można. Żyłyśmy z dnia na dzień, bez planu, słuchając intuicji. I wyszłyśmy na tym całkiem nieźle!!!
Picton
Picton
Nelson
Gdzieś w drodze
Golden Bay
Golden Bay
Nocleg na dziko/  gdzieś w pobliżu Collingwood
wschód słońca/ Collingwood
Collingwood
Abel Tasman National Park
Abel Tasman National Park
Abel Tasman National Park
Abel Tasman National Park
Gdzieś po drodze
Westport
Westport

Punakaiki
Punakaiki

A tu parę zdjęć z campingu Gillespies Beach, najbardziej widowiskowym, na jakim udało nam się przekimać. Morze, góry i owce, które kumały się z przybyszami.
Gillespies Beach
Gillespies Beach
Gillespies Beach


3 komentarze: